Witam! Nie będę się niepotrzebnie rozpisywać. Przeproszę jedynie za wszelkie błędy i będę bardzo wdzięczna za ich wytknięcie. :) Życzę miłej lektury! :)
_________________________________________
Dante Rotecki przekroczył próg miejscowego komisariatu na ulicy Poniatowskiego, uśmiechem powitał siedzącego za ladą mundurowego, który znad magazynu sportowego poinformował detektywa o niedziałającej windzie, i zamaszyście otworzył wahadłowe drzwi. Jego oczom ukazało się ogromne pomieszczenie, jedno z trzech w budynku policji stylizowanym na te przedstawiane w amerykańskich serialach i filmach kryminalnych. Obrzucił wzrokiem zagraconą biurkami salę, zwaną potocznie zerówką, gdzie to wszelkie nienaglące sprawy były załatwiane przez tych, co to dopiero skończyli szkoły policyjne i zaczynali swoje kariery. Stał tak chwilę, przyglądając się tym amatorom, których to nikt nie bierze na poważnie i którzy najczęściej są obiektem żartów starszych kolegów. Uśmiechnął się nawet szeroko, gdy wspomniał swoje pierwsze dni w zerówce, kiedy to sam był ofiarą kilku kiepskich dowcipów starszaków, jednak uśmiech ten szybko został zmazany przez pojawienie się Harpii. Niska, lekko przygarbiona kobieta o czarno-siwych włosach lawirowała między stolikami, przyglądała się wszystkiemu i wszystkim, mówiła coś pod nosem, prychała i warczała przy wyjątkowo beznadziejnych przypadkach, niekiedy pogwizdując zadowolona. Na jej widok detektyw skulił się w sobie, rozejrzał się uważnie po sali, poszukując bezpiecznego schronienia. Nim je znalazł, nawet blisko siebie, zdążył jedynie zrobić kilka kroków, gdy usłyszał zachrypnięty alt Harpii:
_________________________________________
Dante Rotecki przekroczył próg miejscowego komisariatu na ulicy Poniatowskiego, uśmiechem powitał siedzącego za ladą mundurowego, który znad magazynu sportowego poinformował detektywa o niedziałającej windzie, i zamaszyście otworzył wahadłowe drzwi. Jego oczom ukazało się ogromne pomieszczenie, jedno z trzech w budynku policji stylizowanym na te przedstawiane w amerykańskich serialach i filmach kryminalnych. Obrzucił wzrokiem zagraconą biurkami salę, zwaną potocznie zerówką, gdzie to wszelkie nienaglące sprawy były załatwiane przez tych, co to dopiero skończyli szkoły policyjne i zaczynali swoje kariery. Stał tak chwilę, przyglądając się tym amatorom, których to nikt nie bierze na poważnie i którzy najczęściej są obiektem żartów starszych kolegów. Uśmiechnął się nawet szeroko, gdy wspomniał swoje pierwsze dni w zerówce, kiedy to sam był ofiarą kilku kiepskich dowcipów starszaków, jednak uśmiech ten szybko został zmazany przez pojawienie się Harpii. Niska, lekko przygarbiona kobieta o czarno-siwych włosach lawirowała między stolikami, przyglądała się wszystkiemu i wszystkim, mówiła coś pod nosem, prychała i warczała przy wyjątkowo beznadziejnych przypadkach, niekiedy pogwizdując zadowolona. Na jej widok detektyw skulił się w sobie, rozejrzał się uważnie po sali, poszukując bezpiecznego schronienia. Nim je znalazł, nawet blisko siebie, zdążył jedynie zrobić kilka kroków, gdy usłyszał zachrypnięty alt Harpii:
- Kogóż to ja widzę! – zakrzyknęła kobieta, zbliżając się
zadziwiająco szybko do detektywa. – Szanowny pan Dante Rotecki.
Mężczyzna stał jakby
wykuty z kamienia, ze zdziwieniem odnotowując radość w jej głosie. Odwrócił
się, wciskając dłonie do kieszeni spodni. Spojrzał na Harpię, uśmiechnął się
sztucznie, gdy podeszła wystarczająco blisko, przekrzywił głowę i przyjrzał jej
się dokładnie.
- Nic się nie zmieniłaś, Sylwio – rzucił przyjacielsko. – A,
nie! Trochę osiwiałaś.
- Jak zwykle spostrzegawczy. – kobieta odwzajemniła uśmiech,
chwyciła Roteckiego pod ramię i ciągnąc go za sobą, prowadziła przez salę.
Sięgała mu zaledwie do łokcia, przez co musieli wyglądać zabawnie dla Zerówkowiczów,
którzy przyglądali im się znad akt niezbyt ciekawych spraw. – Starość nie
radość, drogi Dante, a jak sam widzisz czas nie jest moim sprzymierzeńcem.
- Och, odchodzisz na emeryturę? Niemożliwe. Myślałem, że
masz jeszcze kilka lat do przepracowania.
- Nie bądź uszczypliwy, mój drogi – Sylwia szturchnęła
łokciem Dantego, na co ten zareagował śmiechem. – Nie śmiej się, bo jeszcze te
niedorajdy pomyślą, że jestem miła.
- Twoja reputacja bardzo by na tym ucierpiała.
- A żebyś wiedział. Wolę być Harpią, której wszyscy się
boją, niż kochaną babulką, która to we wszystkim pomoże – Sylwia, korzystając z
okazji, spiorunowała wzrokiem kilku młodych policjantów zgromadzonych przy
jednym biurku, niby omawiając jedną z naglących spraw i przypatrującym się im
ukradkiem. Gdy spłoszeni mundurowi wrócili do swoich obowiązków, kobieta
zadarła głowę, spojrzała na detektywa i uśmiechając się nieznacznie, dorzuciła:
- Nic się nie zmieniłeś od ostatniego spotkania. Ile to już minęło?
Zatrzymali się przy
drzwiach prowadzących na klatkę schodową. Dante jeszcze raz rozejrzał się po
sali i skinął głową do jednego ze znajomych Zerówkowiczów. Spojrzał na Harpię,
chciał odwzajemnić uśmiech, ale wyszedł mu jedynie nieporadny grymas.
- W porównaniu do ciebie to jestem jeszcze za młody na
starość – kobieta spiorunowała go rozbawionym wzrokiem, dławiąc w sobie śmiech.
Szybko jednak spoważniała, przyglądając się Dantemu uważnie. Mężczyzna
westchnął ciężko, spuścił głowę i pogładził palcami czarny rzemyk z krzyżykiem
zdobiący jego nadgarstek. – W piątek minie pół roku.
Kobieta położyła
dłoń na ręce Roteckiego, pogładziła ją, wzroku nie spuszczając z twarzy
detektywa. Tym sposobem dostrzegła niewielką bliznę przecinającą usta, a
sprytnie skrywającą się pod wiecznym kilkudniowym zarostem. Dante spojrzał na
Sylwię, uśmiechnął się nieznacznie, jakby chcąc w ten sposób zapewnić ją, że
wszystko jest w porządku, mimo że tak naprawdę nie było. W chwili, w której
mieli już się żegnać i rozchodzić każdy w swoją stronę, drzwi otworzyły się
zamaszyście, uderzając w ramię detektywa. Ten jęknął, chwycił się za ramię i
rozmasowując obolałe miejsce, spiorunował wzrokiem swojego partnera, którego
ciemna czupryna mignęła mu przed nosem, gdy ten wyskoczył zza drzwi wprost w objęcia
rozbawionej Harpii.
- Pani kochana wyglądasz zniewalająco – rzucił zalotnie do
kobiety, która odpowiedziała mu jedynie machnięciem ręki i szerokim uśmiechem.
Jednak Ernest Szelman nie miał zamiaru dalej brnąć w flirt z Harpią, odskoczył
od niej zgrabnie, przylgnął do ramienia Roteckiego, zacisnął dłoń na barku
partnera, nie zwracając uwagi na jego jęki i warknięcia, i dorzucił
żartobliwie: - Porywam tego natrętnego zalotnika. Wie pani, ma problemy z
przyjęciem odmowy, taki to z niego Casanova, że chciałby mieć każdą, a nie
każda na niego poleci. Na dodatek ma dziewczynę, właśnie, nie ładnie tak za
plecami dziewczyny z innymi flirtować. I to w dodatku z żoną komendanta!
Nieładnie.
Rotecki piorunował
wzrokiem Szelmana, który uśmiechał się do kobiety, a ta do niego, spoglądając
na siebie porozumiewawczo. Po krótkiej chwili detektyw wywrócił oczami, spuścił
głowę, westchnął ciężko i, gdy Ernest wreszcie skończył swoją paplaninę, uśmiechnął
się do Harpii. Pożegnali się z nią i odeszli, jeden z szerokim uśmiechem, drugi
z równie szerokim grymasem niezadowolenia.
- Mamy zabójstwo – powiedział Szelman, gdy tylko wyszli z
komisariatu i kierowali się do auta. Detektyw podskoczył nawet, wydając z
siebie coś na podobieństwo radosnego pisku, zanucił pod nosem jakąś wymyśloną
na poczekaniu melodię, by wreszcie klasnąć w dłonie i z satysfakcją wyrzucić z
siebie: - Nareszcie coś się dzieje!
Dante Rotecki
jedynie przewrócił oczami, kręcąc głową. Pomimo swojej dezaprobaty dla takiego
zachowania, nie odezwał się ani słowem nawet w samochodzie. Rozumiał podekscytowanie
swojego partnera, w końcu miał dopiero dwadzieścia dziewięć lat, co w świecie
detektywów równoznaczne było z brakiem doświadczenia w poważniejszych sprawach
niż włamanie czy kradzież. Minęło zaledwie pięć miesięcy odkąd Szelman stał się
detektywem i zaczął pracę w innym wydziale niż zerówka, trafił do wyższej ligi, można powiedzieć, że z pierwszej
ligi awansował do ekstraklasy, choć to określenie, zważywszy na poziom polskiego
futbolu, było pewnego rodzaju obelgą dla detektywów. Jednak, mimo wszystko,
Szelman nie zachowywał się jak szczeniak, któremu tylko zabawy w głowie.
Wszystkie sprawy rozwiązywał tak, jak doświadczeni detektywi, nawet z o wiele
większym zapałem podchodził do niektórych z nich, często dzięki temu dochodząc
do trafnych wniosków, które skutkowały zamknięciem śledztwa. Sam Rotecki
podobnie zachowywał się w wieku swojego partnera. Ba! Jego kariera wyglądała
niemalże identycznie do kariery Szelmana, z tym wyjątkiem, że na detektywa
awansował w wieku dwudziestu siedmiu lat i trafił pod skrzydła o wiele bardziej
doświadczonego i starszego śledczego.
Jechali zaledwie
piętnaście minut. Dante siedział spokojnie, dudniąc palcami o kierownicę;
Ernest w tym czasie wiercił się na miejscu pasażera, klnąc na natężony ruch,
jakby nie rozumiejąc, że o tej godzinie centrum właśnie tak wygląda. Nawet kogut nie pomagał im przebić się przez
kolumny aut, które z trudem wciskały się na chodniki, robiąc detektywom miejsce
do przejazdu. Na miejscu zbrodni byliby zapewne o wiele wcześniej, Ernest
zapewne tyle by się nie naprzeklinał, gdyby nie pora ogólnego ruszenia, którą
wybrano na przydzielenie im sprawy. Gdy tylko wyszli z samochodu, Szelman
rozprostował kości i odetchnął z ulgą, rzucając triumfalne:
- Wreszcie!